wtorek, 15 grudnia 2009
Jest to otwarte niszczenie materialnych i moralnych wartości kraju i jego instytucji.
W rocznicę panowania Tuszczenki
Kto kraj śmiał zubożyć o siłę bez czynu,
Wprowadzić myśl zmąconą, niejasną!
Kto śmiał nam czyn zadławić jedyny
I wtłoczyć niemoc krajowi na własność
I nędzarzem ducha ojczyźnie być każe !
Gdzie jest ta pieśń co duszę ma i ciało
I wielkich czynów ludzkich jest muzyką!
Co bóstwa ją strzegą i strzegą ołtarze,
Co z białym orłem w polski zachód słońca wzleci,
I aortą życia pulsuje przez wieki, stulecia
niedziela, 13 grudnia 2009
Za słowa kłamstwem splugawione
Za mundur bratnią krwią splamiony
Za ręce siłą rozłączone
Za naród głodem umęczony
Za oczy dziecka przerażone
Obróć swój tryumf w partyjnej chwale
Naród dziękuje Ci, generale
Za pogrom braci bez litości
Za mundur wojska zbezczeszczony
Za mękę strasznej bezsilności
Za ból rozłąki z mężem żony
Za łzy i rozpacz samotności
Ciesz się, żeś działał tak wspaniale
Naród dziękuję Ci, generale
Za połamane pałką kości
Za koszmar walki brata z bratem
Za nienawiści siew i złości
Za to, że żołnierz stał się katem
Za znów zdławiony świt wolności
Pomnik swych zasług wzniosłeś trwale
Naród dziękuje Ci, generale
Za nałożone znów kajdany
Za zbrodnie łagrów w polskiej ziemi
Za fałsz przemówień wyświechtany
Za podłość zdrajców między nami
Za język prawdy zakazany
Wypnij na Kremlu pierś po medale
Naród dziękuje Ci, generale
Naród śle swe podziękowania
Żeby Ci legły jak kamienie
Przypnij je śpiesznie bez wzdragania
Może obudzą Twe sumienie
Bo generale nie znasz godziny
Gdy przed Największym Dowódcą świata
Złożysz ostatni raport za swe czyny
Z piętnem Kaina, krwią swego brata
(wiersz anonimowego Autora, powstał na początku 1982.)
środa, 9 grudnia 2009
TUSK KLAMCZUSZEK NISZCZY WSZYSTKO!
Z POLSKI ZROBI KARTOFLISKO!
SMROD I BIEDA W POLSCE WSZEDZIE!
CO TO BEDZIE! CO TO BEDZIE!
ECH ZACHCIALO SIE CUDAKA!
GLUPIA NASZA NACJA TAKA!
WSZYSTKO DROGIE!
BRAK PIENIEDZY!
KAZDY ZASMAKUJE NEDZY!
ALE DOSC JUZ BIDOWANIA!
CZAS SIE BRAC DO OSZCZEDZANIA!
BO NASZ RZAD OSZCZEDZA STRASZNIE!
NA UBOGICH BIEDNYCH WLASNIE!
A PALIKOT BURZUJE
TYLKO NAS NA SIEBIE SZCZUJE!
BO GDY POLAK JEST SKLUCONY
DLA NICH WIECEJ JEST MAMONY!
LODY KRECA!KRADNA W KOLO!
MOWIA W POLSCE JEST WESOLO!
LECZ POLACY DOSC JUZ MAJA!
TACZKI NA NICH JUZ CZEKAJA!
WYWIEZIEMY ICH DO GNOJU!
BY ZYC MADRZE I W SPOKOJU!
OT CO!!!
( z onetu)
czwartek, 26 listopada 2009
Matematyka współczesna (postępowa)
Jeśli do słupka dodajesz głupka?
A jeśli na słupek wszedł głupek?
(Większy staje się słupek?)
A co z głupkiem na słupku?
A co pod słupkiem głupku?
I co z tego wynika?
Matematyka.
Głupku.
sobota, 24 października 2009
niedziela, 11 października 2009
piątek, 9 października 2009
Polscy inteligenci:
Profesorowie, gawiedź, pożyteczni i studenci
Tusk wasz jak Lew chwały z podwójną siłą
Poszedł do ataku bronić koryta
O! wielka żyło - siło niespożyta!
Wszystko z chwałą z powierzchni zetrze!!
Aż pod niebiosa wzbiły się Kordyliery
Ze strachu, - rozeszło się zepsute powietrze,
Zatkały się kamery!
Stanął jak brzęk złotego pieniążka
W dłonie chwytał obie
I wzrok miał na kształt okrągłego krążka.
Wielki mąż stanu
Wasz ojciec
O Polskę walczy sobie.
Profesorowie, gawiedź, pożyteczni i studenci -
Wniebowzięci.
wtorek, 1 września 2009
Siedziałem z dala za tłumem, wtem zgraja wesoła
Nie krzyczy, ucichły dzwonki - tłoczy się dokoła -
Poznałem to był Tusek medialna nowomowa,
Polskojęzyczne wskazania to były dla ludu
A lud modli się i słucha w każde wierzy słowo
A słuchając z ust Tuska oczekuje cudu.
Ten człowiek chrześcijańskie podaje nauki.
Raz na polskie stocznie wyrzekł głosem gromu:
Zburzę, zburzę tę świątynię, jej cegły na sztuki
Wysprzedam Katarom za cenę prawie złomu.
Rzuca klątwy na światy z okien swego domu
A lud się jak świętemu kłania obrazowi
I wynieść go nad słońce żarliwie gotowy.
I widział lud słońce kiedy na obłoków tronie
Tonące w Wiśle patrzyło na kraj złoty.
Ty jesteś słońcem! twój tron na falach płonie,
Lud cały wyciągasz z obłędu ciemnoty!
Ty jeden z wzniosłym czołem, jesteś wiedzy królem
I już nie trzeba nakładów na żadną naukę
Boś jedynie ty światły gadałeś ze Szmulem
Na długość wyciągniętych po szmal rąk tysiące
O wielki władco! najwspanialszym jesteś królem.
Rządź naszą Polską i z Dojczem i Szmulem -
A kto słońce zagasa, nie będzie nigdy słońcem.
Wiedza twa, twe imię okryje wielką sławą
Wiedzą samą jesteś! a lud do niej ma prawo!
Zaświeć go jak zgaszoną lampę - trzeba w lampy łonie
Zapalić jasny knot - niech błyska i płonie.
Morał
Dla kraju z morału płyną nauki;
Oświata lecz żadnych wykładów,
Wystarczy zero na naukę nakładów,
Wystarczy światło zaczerpnąć z tej sztuki
I będą wyniki
Jak na fotografii grono
Ręce złożone na łono -
Kwadratowe wszyscy wąsiki.
Bo co dzień bije taka myśl gorąca
Wystarczy się upodobnić do naszego słońca.
niedziela, 7 czerwca 2009
Prawdziwe Słońce
Zaśpiewajcie niewolnicy
Jak łabędzie bałamutne
Tusk was prosi o piosenki
Lecz wesołe - nigdy smutne.
A więc naszych brzęk kajdanów
No i pieśni niewolników
Rozweselić może panów?
Bo on lubi pieśń słowików
I piosenki wasze lubi
Zaśpiewajcie Tusek słucha.
Śpiewać kiedy serce boli?
Nasze pieśni -boleść głucha
Śpiewać - ten co jest w niewoli?
Trzeba wśród gawiedzi tłumu
Być jak ptaszek bez rozumu.
Każdy boleść chce wyrazu
Kiedy w sercu jej za ciasno
I my tłumim boleść własną
Gdy nas z kajdan pieśń unosi.
Zaspiewajcie Tusek prosi
Tusk jest panem tego świata
Tusk jest panem i mąk duszy
I dlatego co on skruszy
Już nie wstaje i nie wzlata.
Nie dość pieśni zwierciadlanej.
Już umyty i ubrany
Tusek schodzi do ogrodu
Zażyć porannego chłodu
Niech się każdy kwiatek lęka
Że pięknością go zagasi
Bo wychodzi jak jutrzenka
Wstałeś piękny!
Wdzięk twój krasi!
Cały ogród oko pali
Niech jutrzenka się nie chwali
Że ten ogród nie ciemnieje
Bo nie ona światło leje,
Bo ten ogród pośród gmachów
Sam on z siebie bez zapachów
Nie od róż i od rubinów
Nie od bzów i od jaśminów
Na nic kwiatu co się stara
Wdzięki mogą być mylące
W świetle wielkim od Cezara
Który jest prawdziwym Słońcem.
poniedziałek, 25 maja 2009
Likwidator
Przyszedł do mnie Tusek Wolski
Ten co radził się wyroczni
W sprawie likwidacji Polski.
Po co wam pracować w stoczni
Tak zjadliwie syknął z bliska.
Biła z twarzy Tuska buta
I zawiści pnące ziele
I jak chłop ze słomą w butach
Nawyrządzał krzywd już wiele
Z krwawym wzrokiem bazyliszka.
Za to mamy widowiska,
Za to mamy fajerwerki;
Niesiobiesio praży koty i hubnerki
Są igrzyska, wciąż igrzyska!
Wciąż igrzyska.
W tym to jeszcze pokoleniu
Gdy nastapi czasów inność
Wspomnij tusków co w więzieniu
Będą siedzieć za niewinność.
W tym to jeszcze pokoleniu.
niedziela, 17 maja 2009
Po słonecznych serenadach
I komicznych oper nutach
W stoczni chodzę jak idiota
W merkelowskich nowych butach
Zakupionych za odprawę.
Nudna jesteś jak dewotka
Ty jesieni, żółta, błotna
I brukselski mój ekonom
I girlanda róż samotna.
Chciałem w parku zagrać z nudów
Załzawionym róż bukietom
Wiatr pozrywał z harfy struny,
Dajmy pokój już sonetom.
Patrz! ten człowiek rosłej rasy,
Miodousty, bystronogi,
Podający papkę z masłem,
To jest lis z szerokiej drogi,
Do najskrytszych miejsc ogrodu
Z darem kłamstwa czelnie spieszy
I zyskuje duser czuły
Ogłupionej wielkiej rzeszy.
Patrz! ten blady woniejący
Tu małpiasta mać zakuta,
Niedorzeczny, niemożliwy,
Tak jak w parku orangutan.
Na co jemu w pustym mózgu
Mieć rozumu błyskawicę,
Kiedy w małpim zdobył locie
Polską władzę jak samicę.
Patrz on tłusty, pospolity
Co jak wąż się wije, zmienia
Mass medialnym głośnym tonem,
Jest jak wielki wół stworzenia.
Mienie jego z innych ludzi
Krwi i potu, łez i zgrzytu,
Ale jemu, potężnemu,
Nikt nie psuje apetytu.
Patrz! wyniosły ten mężczyzna,
Rozłożony przy Artusie,
To jest lew wielkiego głosu,
Grzywa lwa, a serce tusie,
Nikt nie słyszy nerwów drżenia,
Kiedy prim w kapeli bierze,
Ale każdy ryk uwielbia
W tym bydlęcym falansterze.
Wymiar kształtów
Szczęście spotka
Nie pojmujesz mądra głowo?
Pomiar zwisu noworodka
By kształtować to i owo
Z gospodarką postępową.
Aby szczęście lśniło z bliska
O nadziejach pstrych jesieni
Bo w równości mali, duzi,
W bananowym kształcie równo,
By pasował gejom w buzi.
W cudzie widzę także siebie,
Bóstwo młodych mych uniesień,
Zwiędła wiosna, zgasłe lato,
Przyszła na nas wczesna jesień.
Gdy odwiedzę ciebie pani,
To wspomnieniom słodkim gwoli
Będziem siedzieć przy herbacie
W kuroniowej salce nowej
W podmostowej melancholii,
Ale słońca tego cudu,
Babskim latem mnie nie okuj,
Bzy posnęły i słowiki,
Bo germańską mamy wolność
I germański mamy pokój.
Niby my potęgą pracy,
To zrobimy postępowo,
Że odrodzim się jak feniks
W kształt banana daję słowo
Po spalonych pól urwiskach
Brukselskiego widowiska.
sobota, 16 maja 2009
Znów zadymiak
Raz Donald z tronu patrzał rad
jak mądry tłum pismaków
na stosie mu płonącym kładł
tłuszcz wołów i stek z gnatów.
Pismaków uroczysty śpiew,
potężnym piali głosem,
wołowa się dymiła krew,
tłuszcz smażył się pod nosem.
Wokoło wierny liczny lud,
czcząc Tuska i pismaków
bo widział cud, prawdziwy cud
i laptop pełen haków.
I Tusk był rad na tronie swym
skąd gromy ziemią trzęsą
i święty boski Tusk miał dym,
pismaki mieli mięso.
Lecz pewien grzyb, złej matki pęd,
bezbożne jakieś licho,
z boku wierzbowy gryząc pręt,
przez zęby gwizdał cicho,
Więc arcy Schet zstąpił doń
i marszcząc brew surowo
kark miał jak wół, brzuch miał jak słoń,
rzekł groźnie trzęsąc głową:
Bezbożny! coś nie przyniósł nam
jednego nawet wołu,
żeby choć kozę! czemu sam
nie kadzisz mu pospołu!?
Azali nie wiesz, hardy łbie,
że kto pismaków i mnie nie czci
i kto Tuszczenką ma za mgłę,
umrze odarty ze czci!?
A ów zaś odrzekł: Powiedz sam,
cóż pocznę, człowiek grzeszny,
gdy was za rzezimieszków mam
a Tusk jawohl, jest bardzo śmieszny.
Przed bohaterem pochylmy głowy
Drogę uścielmy liściem i kwiatem,
To Donald Kaczor - to Cezar nowy
On kraj nasz sławą okrył przed światem.
Potężne stocznie mieczem rozgromił,
Pysznych stoczniowców gazem poskromił!
Stalową Wolę zmusił do płaczu.
Sława ojczyźnie, co go wydała,
Niechaj przenika świata posady!
Chwała tej ziemi i jemu chwała!
A ty dlaczego, człowieku blady,
Spozierasz w koło z gorzkim uśmiechem?
Ty drwisz? wyrodny tej ziemi synu,
Oh! To jest więcej niżeli grzechem.
Słów brak na nazwę twojego czynu!
Tusku! To zdrajca! Zdrajcy niech giną!
Śmierć mu! Srogiego przykładu trzeba!
Panowie! Moją jedyna winą
Zwolnili mnie z pracy
I nie mam chleba.
niedziela, 10 maja 2009
Zadymiacy
Pierś mi ciężką dławi zmora
wiatr mi burzę w oczy miecie
w noc milczącą od wieczora
stoję wsparty na bagnecie
jak kamienny kształt filara
Niewzruszony -
bo ja strzegę snu Cezara
I korony.
Gdy z kadzielnym wonnym dymem
płynie nektar uczty złoty
a pod władzy baldachimem
Tusk się bawi, pan hołoty
a fagasom kłamstwa maski
biją z twarzy -
jestem zawsze z Tuska łaski
Psem na straży.
Gdy pałacu drzemią progi
przypomnienie słodkie pieszczę
ciebie mój aniele drogi,
i ojczyznę droższą jeszcze
słyszę, jak mnie skarga mami
wiatr rodzinny -
o ty ziemio z ruinami
Cóż ja winny?
Ja bym rozkuł pierś z szyneli
ja bym rozkrzyżował ręce
w wolnych bitwach pogorzeli
dla ojczyzny krew poświęcę
cyt! bo jedna , druga leci
czata zbrojna
alarm dzwoni wśród zamieci
Jutro wojna!
Jutro krwawo wśród okrzyków
mam tuskowych strzec szkarłatów
jestem z rodu niewolników
co mordują w służbie katów!
gdy się mordem nie zapala
dusza młoda
ryk komendy z ust szakala
Sił mi doda!
Na stoczniowców! walka płonie
biją pały i sikary
a choć szmaty, których bronię
nie są ojców mych sztandary
ten, co ręką mą trafiony
padnie zżęty
może będzie brat rodzony!
Boże święty!
Na mym czole z rodu błyska
kainowe piętno przędzy
ja stoczniowca biłem z bliska
bo on nie chce żyć bez nędzy
w twarz mu lałem - (to miernota!)
widzę tylko tuman mglisty
o ty szczęścia gwiazdo złota
ja ci sprawię deszcz siarczysty!
Wszędzie wkoło rozkosz płynie
i baranim głosem woła
tego rabię co jedynie
ledwo się na nogach zdoła
tego Boże świat tu mami
co uśmiechu nie zna z młodu
trzeba go zapoznać z łzami
jeśli nie chce żyć bez głodu.
Z mojej dłoni cios bezdenny
z wytężenia gasną oczy
jest to tylko przydział dzienny
jestem w pracy, wół roboczy
aż, tu nagle na mnie wpada
rozsrożony szef oddziału
- nic nie robisz on powiada
Mnie co ginę z prac nawału!
Pobitym przez Tuska stoczniowcom poświęcam
Agamemnon
poniedziałek, 6 kwietnia 2009
Nic, że ciężko żyć nam teraz
Trza Pełowcom nadokuczać
I ośmieszyć ich fiurera
Śnieg puszysty, aż się prosi
By ulepić zeń bałwana
Niechże wygląd ma Donalda,
że on bałwan to rzecz znana
Jak mówili, tak zrobili
I po chwili, cóż za dziwy
wnet ze śniegu powstał Donek
POdobniejszy niż prawdziwy
autor:CDN
wtorek, 24 lutego 2009
wtorek, 10 lutego 2009
czwartek, 5 lutego 2009
Lech Wałęsa. Symbol Sierpnia '80, postawiony na czele potężnego ruchu sprzeciwu, Laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Przez całe lata 80te nadzieja Narodu.
Każdy, kto wówczas myślał czy mówił o wolności, widział Lecha. Każdy kto słuchał "Wolnej Europy, słyszał o wielkich tego świata. O Lechu. Papież...i Lech. Reagan...i Lech. To pozwalało przeżyć mroczne czasy stanu wojennego, "konferencje" Urbana i Dziennik TV.
Wielu z nas bez zmrużenia okiem wyjmowało ostatnie grosze z chudych komunistycznych pensji. Na ulotki, na podziemną prasę. Na wszystko to, czego jednym wspólnym mianownikiem był Symbol.
Przyszła wolność. Okrągły Stół, pierwsze prawie wolne wybory. I pierwsze wątpliwości. Pierwsze pytania - dlaczego Symbol porozumiewa się z komuną biorąc 35% demokracji? Dlaczego Symbol mianuje Jaruzelskiego Prezydentem Wolnej Rzeczypospolitej?
Dlaczego Symbol nie protestuje w Magdalence po toaście Adama Michnika? "Za Lecha - premiera i Kiszczaka - Ministra Spraw Wewnętrznych".
Dlaczego w ogóle do tej Magdalenki doszło?
Pytałem o zasługi Lecha po roku 1989. Nie dostałem żadnej konkretnej odpowiedzi.
Owszem - wspominano o zdradzie interesów tych, którzy go wynieśli, o biedzie, o bezkarności SBeków, o nierozliczeniu, o braku lustracji i dekomunizacji. To wszystko prawda. Tyle, że nie na temat. Lechu ma jedna zasługę na swoim koncie. Niezaprzeczalną i nie podlegającą żadnej dyskusji. Doprowadził do rozwiązania sejmu kontraktowego a tym samym do pierwszych, wolnych wyborów III RP. Wątpliwa to zasługa. Dwa lata straconej szansy odsunięcia komuny raz na zawsze. Dwa lata konieczności współpracy z wiernymi stronnictwami PZPR. I z nią samą również. Dwa lata...
Symbol został Prezydentem Rzeczypospolitej. Należało mu się. I ja tak uważam.
Co zrobił Symbol? Miał całkiem niezły pomysł - na silnego Prezydenta. I spaprał go dokumentnie. Nie dość, że oszukał zajawką siekierki dziabiącej Grubą Kreskę, nie dość, że nie puścił nikogo w skarpetkach, to "dbałością" o lewą nogę pozwolił całkowicie
podnieść się komunie. Dał sygnał, że o nią dba mimo, że kilka lat wcześniej ta sama komuna wysyłała ZOMO na tych, którzy wynieśli Symbol na piedestały. I na niego samego.
I zapłacił. I płaci do dziś. Wykreował "bohatera z Charkowa", schorowanego na goleń.
Wykreował szereg wątpliwości w swojej własnej sprawie. "Powiem kto był Bolkiem", "Bolków było wielu", "Bolek to podsłuchy"...
Dziś ofiary peerelu stoją na najniższym stopniu. A kaci cieszą się dobrym zdrowiem i dobrobytem. Dzięki Tobie, Symbolu. Dziś z ponad 100 tysięcy agentów SB ujawniono jakiś promil. Również dzięki Tobie. Tak chciałeś rozliczać, że aż nauczyłeś się liczyć do stu milionów. Skarpetek aferzystów. Czystych, pachnących. I mających się tak samo dobrze jak esbeccy kaci.
Pod Pomnikiem byłeś sam. Doskonale wiesz dlaczego nie było z Tobą tych, którzy w Ciebie kiedyś wierzyli. I zawiedli się srodze. Dlatego byłeś sam.
Kiedyś byłeś Symbolem. Dziś jesteś cieniem cienia tego Symbolu. Z własnego wyboru. I z własnej winy..."
autor ~ Okowita
(tekst z onetu)
poniedziałek, 2 lutego 2009
Noc czarnym płaszczem otuliła miasto ,zmęczeni mieszkańcy otuleni kołdrami zbierali siły do walki z trudami dnia, który wkrótce miał ich wygnać z ciepłych pieleszy do biur ,fabryk, szkół, i sklepów.
Jedynie w budynku KPRM jedno okno pozostawało rozświetlone, blask przebijający szklaną przeszkodę zaciekawił wiewiórki, które skupione siadły na parapecie w niemym zdumieniu spoglądając na człowieka ,który nie bacząc na porę i ogarniające zmęczenie stawiał czoła ważnym problemom kierowanego przez niego państwa .Nawet myszy polne przerwały kopulację i przycisnąwszy wąsate pyszczki do szyby czuły niezwykłą siłę bijącą od pochylonej postaci, instynktownie wyczuwały dobroć i miłość która mgłą mistyczną otaczała osobę premiera.
W pustych korytarzach ponurego gmaszyska słychać było stłumione dywanem kroki borowca; czekał na swego przełożonego mląc w zębach przekleństwa na pusty żołądek ,noc nieprzespaną i psią służbę .Złość tym większa była, że nie do końca wiedział czemu zamiast wypoczywać błąkać się po budynku musi .Ciekawość wzięła górę, zapomniał o przysiędze i chyłkiem do saloniku poprzedzającego właściwy gabinet kroki swoje skierował .Zdjął buty żeby pryncypała, który zapewne o nowych ustawach mających byt rodaków poprawić dumał szmer żaden nie zaniepokoił .Zacisnął palce na nosie gdyż rybi smrodek(pamiątka po Gargias i jej koleżankach swego czasu okupujących pomieszczenie)w żaden sposób usunąć się nie dał, cichcem oko do dziurki od klucza przyłożył.
Widok który ujrzał wstrząs w nim wywołał-Twarz Donalda czerwona z wysiłku była, oczy jeszcze bardziej wytrzeszczone ,mechanicznie powtarzał klęknięcie i ucałowanie wirtualnej ręki a usta zbielałe powtarzały; hał du ju du mister president,main neim is Donald,Donald Tusk,aj em ,aj em,aj em....no nie w zyciu tego ......nie zapamiętam.
(c)fafik
(z onetu)