poniedziałek, 25 maja 2009


Likwidator


Przyszedł do mnie Tusek Wolski

Ten co radził się wyroczni

W sprawie likwidacji Polski.

Po co wam pracować w stoczni

Tak zjadliwie syknął z bliska.


Biła z twarzy Tuska buta

I zawiści pnące ziele

I jak chłop ze słomą w butach

Nawyrządzał krzywd już wiele

Z krwawym wzrokiem bazyliszka.


Za to mamy widowiska,

Za to mamy fajerwerki;

Niesiobiesio praży koty i hubnerki

Są igrzyska, wciąż igrzyska!

Wciąż igrzyska.


W tym to jeszcze pokoleniu

Gdy nastapi czasów inność

Wspomnij tusków co w więzieniu

Będą siedzieć za niewinność.

W tym to jeszcze pokoleniu.


niedziela, 17 maja 2009

Obrazki Musorgskiego

Po słonecznych serenadach
I komicznych oper nutach
W stoczni chodzę jak idiota
W merkelowskich nowych butach
Zakupionych za odprawę.
Nudna jesteś jak dewotka
Ty jesieni, żółta, błotna
I brukselski mój ekonom
I girlanda róż samotna.
Chciałem w parku zagrać z nudów
Załzawionym róż bukietom
Wiatr pozrywał z harfy struny,
Dajmy pokój już sonetom.

Patrz! ten człowiek rosłej rasy,
Miodousty, bystronogi,
Podający papkę z masłem,
To jest lis z szerokiej drogi,
Do najskrytszych miejsc ogrodu
Z darem kłamstwa czelnie spieszy
I zyskuje duser czuły
Ogłupionej wielkiej rzeszy.

Patrz! ten blady woniejący
Tu małpiasta mać zakuta,
Niedorzeczny, niemożliwy,
Tak jak w parku orangutan.
Na co jemu w pustym mózgu
Mieć rozumu błyskawicę,
Kiedy w małpim zdobył locie
Polską władzę jak samicę.

Patrz on tłusty, pospolity
Co jak wąż się wije, zmienia
Mass medialnym głośnym tonem,
Jest jak wielki wół stworzenia.
Mienie jego z innych ludzi
Krwi i potu, łez i zgrzytu,
Ale jemu, potężnemu,
Nikt nie psuje apetytu.

Patrz! wyniosły ten mężczyzna,
Rozłożony przy Artusie,
To jest lew wielkiego głosu,
Grzywa lwa, a serce tusie,
Nikt nie słyszy nerwów drżenia,
Kiedy prim w kapeli bierze,
Ale każdy ryk uwielbia
W tym bydlęcym falansterze.

Wymiar kształtów
Szczęście spotka
Nie pojmujesz mądra głowo?
Pomiar zwisu noworodka
By kształtować to i owo
Z gospodarką postępową.
Aby szczęście lśniło z bliska
O nadziejach pstrych jesieni
Bo w równości mali, duzi,
W bananowym kształcie równo,
By pasował gejom w buzi.

W cudzie widzę także siebie,
Bóstwo młodych mych uniesień,
Zwiędła wiosna, zgasłe lato,
Przyszła na nas wczesna jesień.
Gdy odwiedzę ciebie pani,
To wspomnieniom słodkim gwoli
Będziem siedzieć przy herbacie
W kuroniowej salce nowej
W podmostowej melancholii,
Ale słońca tego cudu,
Babskim latem mnie nie okuj,
Bzy posnęły i słowiki,
Bo germańską mamy wolność
I germański mamy pokój.

Niby my potęgą pracy,
To zrobimy postępowo,
Że odrodzim się jak feniks
W kształt banana daję słowo
Po spalonych pól urwiskach
Brukselskiego widowiska.




sobota, 16 maja 2009


Znów zadymiak


Raz Donald z tronu patrzał rad
jak mądry tłum pismaków
na stosie mu płonącym kładł
tłuszcz wołów i stek z gnatów.

Pismaków uroczysty śpiew,
potężnym piali głosem,
wołowa się dymiła krew,
tłuszcz smażył się pod nosem.

Wokoło wierny liczny lud,
czcząc Tuska i pismaków
bo widział cud, prawdziwy cud
i laptop pełen haków.

I Tusk był rad na tronie swym
skąd gromy ziemią trzęsą
i święty boski Tusk miał dym,
pismaki mieli mięso.

Lecz pewien grzyb, złej matki pęd,
bezbożne jakieś licho,
z boku wierzbowy gryząc pręt,
przez zęby gwizdał cicho,

Więc arcy Schet zstąpił doń
i marszcząc brew surowo
kark miał jak wół, brzuch miał jak słoń,
rzekł groźnie trzęsąc głową:

Bezbożny! coś nie przyniósł nam
jednego nawet wołu,
żeby choć kozę! czemu sam
nie kadzisz mu pospołu!?

Azali nie wiesz, hardy łbie,
że kto pismaków i mnie nie czci
i kto Tuszczenką ma za mgłę,
umrze odarty ze czci!?

A ów zaś odrzekł: Powiedz sam,
cóż pocznę, człowiek grzeszny,
gdy was za rzezimieszków mam
a Tusk jawohl, jest bardzo śmieszny.


Zadymiak

Przed bohaterem pochylmy głowy
Drogę uścielmy liściem i kwiatem,
To Donald Kaczor - to Cezar nowy
On kraj nasz sławą okrył przed światem.
Potężne stocznie mieczem rozgromił,
Pysznych stoczniowców gazem poskromił!
Stalową Wolę zmusił do płaczu.
Sława ojczyźnie, co go wydała,
Niechaj przenika świata posady!
Chwała tej ziemi i jemu chwała!

A ty dlaczego, człowieku blady,
Spozierasz w koło z gorzkim uśmiechem?
Ty drwisz? wyrodny tej ziemi synu,
Oh! To jest więcej niżeli grzechem.
Słów brak na nazwę twojego czynu!
Tusku! To zdrajca! Zdrajcy niech giną!
Śmierć mu! Srogiego przykładu trzeba!

Panowie! Moją jedyna winą
Zwolnili mnie z pracy
I nie mam chleba.

niedziela, 10 maja 2009

Zadymiacy


Pierś mi ciężką dławi zmora

wiatr mi burzę w oczy miecie

w noc milczącą od wieczora

stoję wsparty na bagnecie

jak kamienny kształt filara

Niewzruszony -

bo ja strzegę snu Cezara

I korony.


Gdy z kadzielnym wonnym dymem

płynie nektar uczty złoty

a pod władzy baldachimem

Tusk się bawi, pan hołoty

a fagasom kłamstwa maski

biją z twarzy -

jestem zawsze z Tuska łaski

Psem na straży.


Gdy pałacu drzemią progi

przypomnienie słodkie pieszczę

ciebie mój aniele drogi,

i ojczyznę droższą jeszcze

słyszę, jak mnie skarga mami

wiatr rodzinny -

o ty ziemio z ruinami

Cóż ja winny?


Ja bym rozkuł pierś z szyneli

ja bym rozkrzyżował ręce

w wolnych bitwach pogorzeli

dla ojczyzny krew poświęcę

cyt! bo jedna , druga leci

czata zbrojna

alarm dzwoni wśród zamieci

Jutro wojna!


Jutro krwawo wśród okrzyków

mam tuskowych strzec szkarłatów

jestem z rodu niewolników

co mordują w służbie katów!

gdy się mordem nie zapala

dusza młoda

ryk komendy z ust szakala

Sił mi doda!


Na stoczniowców! walka płonie

biją pały i sikary

a choć szmaty, których bronię

nie są ojców mych sztandary

ten, co ręką mą trafiony

padnieęty

może będzie brat rodzony!

Boże święty!


Na mym czole z rodu błyska

kainowe piętno przędzy

ja stoczniowca biłem z bliska

bo on nie chce żyć bez nędzy

w twarz mu lałem - (to miernota!)

widzę tylko tuman mglisty

o ty szczęścia gwiazdo złota

ja ci sprawię deszcz siarczysty!


Wszędzie wkoło rozkosz płynie

i baranim głosem woła

tego rabię co jedynie

ledwo się na nogach zdoła

tego Boże świat tu mami

co uśmiechu nie zna z młodu

trzeba go zapoznać z łzami

jeśli nie chce żyć bez głodu.


Z mojej dłoni cios bezdenny

z wytężenia gasną oczy

jest to tylko przydział dzienny

jestem w pracy, wół roboczy

aż, tu nagle na mnie wpada

rozsrożony szef oddziału

- nic nie robisz on powiada

Mnie co ginę z prac nawału!


Pobitym przez Tuska stoczniowcom poświęcam

Agamemnon