wtorek, 10 lutego 2009

*

Rządy ze złota zdają się... choć gliną
Są oblepione i grożą ruiną...
W ruch wprowadzone słoniowe narzędzie
Jak mara z tęczy, z niebios wychodząca
O cichej porze... przy blasku miesiąca,
Całe szeregi półek porcelany zgniata
Co w mass zwierciadle jest zbawieniem świata.




*

czwartek, 5 lutego 2009

"Jakże ciężko być Symbolem gdy pracowicie niszczyło się własny wizerunek.
Lech Wałęsa. Symbol Sierpnia '80, postawiony na czele potężnego ruchu sprzeciwu, Laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Przez całe lata 80te nadzieja Narodu.
Każdy, kto wówczas myślał czy mówił o wolności, widział Lecha. Każdy kto słuchał "Wolnej Europy, słyszał o wielkich tego świata. O Lechu. Papież...i Lech. Reagan...i Lech. To pozwalało przeżyć mroczne czasy stanu wojennego, "konferencje" Urbana i Dziennik TV.
Wielu z nas bez zmrużenia okiem wyjmowało ostatnie grosze z chudych komunistycznych pensji. Na ulotki, na podziemną prasę. Na wszystko to, czego jednym wspólnym mianownikiem był Symbol.

Przyszła wolność. Okrągły Stół, pierwsze prawie wolne wybory. I pierwsze wątpliwości. Pierwsze pytania - dlaczego Symbol porozumiewa się z komuną biorąc 35% demokracji? Dlaczego Symbol mianuje Jaruzelskiego Prezydentem Wolnej Rzeczypospolitej?
Dlaczego Symbol nie protestuje w Magdalence po toaście Adama Michnika? "Za Lecha - premiera i Kiszczaka - Ministra Spraw Wewnętrznych".
Dlaczego w ogóle do tej Magdalenki doszło?

Pytałem o zasługi Lecha po roku 1989. Nie dostałem żadnej konkretnej odpowiedzi.
Owszem - wspominano o zdradzie interesów tych, którzy go wynieśli, o biedzie, o bezkarności SBeków, o nierozliczeniu, o braku lustracji i dekomunizacji. To wszystko prawda. Tyle, że nie na temat. Lechu ma jedna zasługę na swoim koncie. Niezaprzeczalną i nie podlegającą żadnej dyskusji. Doprowadził do rozwiązania sejmu kontraktowego a tym samym do pierwszych, wolnych wyborów III RP. Wątpliwa to zasługa. Dwa lata straconej szansy odsunięcia komuny raz na zawsze. Dwa lata konieczności współpracy z wiernymi stronnictwami PZPR. I z nią samą również. Dwa lata...

Symbol został Prezydentem Rzeczypospolitej. Należało mu się. I ja tak uważam.
Co zrobił Symbol? Miał całkiem niezły pomysł - na silnego Prezydenta. I spaprał go dokumentnie. Nie dość, że oszukał zajawką siekierki dziabiącej Grubą Kreskę, nie dość, że nie puścił nikogo w skarpetkach, to "dbałością" o lewą nogę pozwolił całkowicie
podnieść się komunie. Dał sygnał, że o nią dba mimo, że kilka lat wcześniej ta sama komuna wysyłała ZOMO na tych, którzy wynieśli Symbol na piedestały. I na niego samego.

I zapłacił. I płaci do dziś. Wykreował "bohatera z Charkowa", schorowanego na goleń.
Wykreował szereg wątpliwości w swojej własnej sprawie. "Powiem kto był Bolkiem", "Bolków było wielu", "Bolek to podsłuchy"...

Dziś ofiary peerelu stoją na najniższym stopniu. A kaci cieszą się dobrym zdrowiem i dobrobytem. Dzięki Tobie, Symbolu. Dziś z ponad 100 tysięcy agentów SB ujawniono jakiś promil. Również dzięki Tobie. Tak chciałeś rozliczać, że aż nauczyłeś się liczyć do stu milionów. Skarpetek aferzystów. Czystych, pachnących. I mających się tak samo dobrze jak esbeccy kaci.

Pod Pomnikiem byłeś sam. Doskonale wiesz dlaczego nie było z Tobą tych, którzy w Ciebie kiedyś wierzyli. I zawiedli się srodze. Dlatego byłeś sam.

Kiedyś byłeś Symbolem. Dziś jesteś cieniem cienia tego Symbolu. Z własnego wyboru. I z własnej winy..."

autor ~ Okowita

(tekst z onetu)

poniedziałek, 2 lutego 2009

~muchomorek...


Noc czarnym płaszczem otuliła miasto ,zmęczeni mieszkańcy otuleni kołdrami zbierali siły do walki z trudami dnia, który wkrótce miał ich wygnać z ciepłych pieleszy do biur ,fabryk, szkół, i sklepów.
Jedynie w budynku KPRM jedno okno pozostawało rozświetlone, blask przebijający szklaną przeszkodę zaciekawił wiewiórki, które skupione siadły na parapecie w niemym zdumieniu spoglądając na człowieka ,który nie bacząc na porę i ogarniające zmęczenie stawiał czoła ważnym problemom kierowanego przez niego państwa .Nawet myszy polne przerwały kopulację i przycisnąwszy wąsate pyszczki do szyby czuły niezwykłą siłę bijącą od pochylonej postaci, instynktownie wyczuwały dobroć i miłość która mgłą mistyczną otaczała osobę premiera.
W pustych korytarzach ponurego gmaszyska słychać było stłumione dywanem kroki borowca; czekał na swego przełożonego mląc w zębach przekleństwa na pusty żołądek ,noc nieprzespaną i psią służbę .Złość tym większa była, że nie do końca wiedział czemu zamiast wypoczywać błąkać się po budynku musi .Ciekawość wzięła górę, zapomniał o przysiędze i chyłkiem do saloniku poprzedzającego właściwy gabinet kroki swoje skierował .Zdjął buty żeby pryncypała, który zapewne o nowych ustawach mających byt rodaków poprawić dumał szmer żaden nie zaniepokoił .Zacisnął palce na nosie gdyż rybi smrodek(pamiątka po Gargias i jej koleżankach swego czasu okupujących pomieszczenie)w żaden sposób usunąć się nie dał, cichcem oko do dziurki od klucza przyłożył.
Widok który ujrzał wstrząs w nim wywołał-Twarz Donalda czerwona z wysiłku była, oczy jeszcze bardziej wytrzeszczone ,mechanicznie powtarzał klęknięcie i ucałowanie wirtualnej ręki a usta zbielałe powtarzały; hał du ju du mister president,main neim is Donald,Donald Tusk,aj em ,aj em,aj em....no nie w zyciu tego ......nie zapamiętam.
(c)fafik

(z onetu)